RAFAŁ HETMAN: Nasze spotkanie potrwa mniej więcej godzinę. Widzę, że państwo już przybywają, już witają się z nami na czacie. Bardzo się z tego cieszę. Dzień dobry. Bardzo miło, że państwo z nami są. I teraz przechodzimy powoli do konkretów. Jak państwa na pewno wiedzą, będziemy rozmawiać o książce „Otwarci / ostrożni / niezdecydowani. Opinie i postawy bibliotekarzy publicznych względem kontrowersyjnych książek dla dzieci”. Nie wszyscy ją jeszcze mają, ja moją już mam, dotarła do mnie dzisiaj rano. To bardzo ciekawa publikacja. A tu mamy oczywiście autorkę i autora publikacji: dr Magdalena Paul i dr Michał Zając. Dzień dobry!
2022-06-29
Dwudziestego czwartego czerwca odbyło się spotkanie dotyczące książki „Otwarci / ostrożni / niezdecydowani. Opinie i postawy bibliotekarzy publicznych względem kontrowersyjnych książek dla dzieci”. Jej autorami są dr Magdalena Paul i dr Michał Zając z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego. Spotkanie poprowadził reporter i bloger książkowy Rafał Hetman.
Poniżej publikujemy zapis rozmowy. Nagranie ze spotkania znajdziecie na dole strony.
Czym jest a czym nie jest kontrowersja?
Pierwsze pytanie à propos książki o której będziemy mówić: czym są te kontrowersyjne książki dla dzieci? O jakich książkach będziemy mówić? Jakie książki wzięli państwo na warsztat i zbadali reakcje bibliotekarzy na nie?
DR MICHAŁ ZAJĄC: Punktem wyjścia dla naszych wysiłków była taka prosta konstatacja, że na rynku książki pojawia się coraz więcej tytułów, które mogą być uznawane za kontrowersyjne – to z jednej strony. Z drugiej strony zastanawialiśmy się jak te tytuły będą obierane przez polskich bibliotekarzy w bibliotekach publicznych.
Jak te książki kontrowersyjne zdefiniowaliśmy i jakie strategie przyjęliśmy w ich doborze? Z jednej strony korzystaliśmy z wypowiedzi medialnych, bibliotekarskich i innych, w których takie książki były wymieniane. Skorzystaliśmy z badan CBOS-u, w których wymieniano wątki uznawane przez Polaków za kontrowersyjne. Skorzystaliśmy też z fachowej literatury zagranicznej, gdzie też pojawiały się takie tytuły. Ale ostatecznie przyjęliśmy pewne założenia teoretyczne. W największej mierze odwołaliśmy się tutaj do pewnego konceptu narracji dzieciństwa. Przyjęliśmy, że w społeczeństwie funkcjonują ogólnie przyjęte poglądy na temat tego, czym jest dzieciństwo. Przyjęliśmy, że to, co jest z najbardziej rozpowszechnionymi poglądami sprzeczne, to właśnie jest kontrowersyjne – czyli to, co nie zgadza się z powszechnym poglądem.
Pojawiły się dwie dominujące narracje – widzenie dziecka jako „nie-winnego stworzonka”, czyli osoby, która powinna być oddzielona od całego zła świata, tego, co jest jemu nieprzynależne, brutalne, straszne, co jest „dorosłe”. Druga narracja, która przyświecała nam w mniejszym stopniu, to narracja dzieciństwa jako stanu „przedludzkiego”, w której możnaby odwołać się do Locke’a i do jego pojęcia tabula rasa, czyli koncept, w którym dziecku należy się edukacja.
W efekcie dokonaliśmy wyboru książek, które nazwaliśmy książkami wskaźnikowymi i które reprezentowały różne strony kontrowersyjności. Ten wybór to były z jednej strony książki związane z płciowością („Król i król”, „Mam na imię Jazz”), ale także tytuły związane z chorobami psychicznymi czy przemocą domową („Włosy mamy”, „Zły pan”). Wybraliśmy jedną książkę z literatury skatologicznej, czyli słynny tytuł „O małym krecie, który chciał wiedzieć, kto mu narobił na głowę”.
Zdecydowaliśmy się też, i było to dla nas bardzo ważne, przywołać książkę z innej strony kontrowersyjności, czyli kolorowankę patriotyczną „Żołnierze wyklęci”, o której mówiono „patriotyczny kicz”.
DR MAGDALENA PAUL: To, co wydaje mi się ważne, to to, że my nie narzucaliśmy pojęcia kontrowersyjności naszym badanym. Nie mówiliśmy: „Te książki są kontrowersyjne. Jak pan/pani je ocenia?”. Raczej formułowaliśmy to w taki sposób: „niektóre osoby uważają te tematy…” lub „te książki mogą być uważane za kontrowersyjne”. Jednym z naszych pierwszych założeń było to, żeby na wstępie nie zakładać co jest kontrowersyjne, właściwe i niewłaściwe. Na każdym etapie badawczym musieliśmy sobie to przypominać i nie chcieliśmy narzucać naszego zdania. Naszym celem było poznanie opinii bibliotekarzy i bibliotekarek publicznych na temat tych konkretnych książek w różnych wymiarach.
HETMAN: Chciałbym też zapytać o samo badanie. W państwa książce pojawia się takie stwierdzenie, że nawet samo badanie kontrowersyjności książek budzi kontrowersje. Czy mogliby państwo rozwinąć ten wątek?
PAUL: Rzeczywiście pojawiały się głosy, że to jest kontrowersyjne badanie. Niektórzy mówili, ze to badanie nie ma sensu, że są to tematy publicystyczne i zastępcze. Jedna z badanych napisała, że powinniśmy interesować się tym, żeby dzieci w ogóle czytały, a nie tym, co kontrowersyjne. Taka perspektywa pragmatyczna, związana z codzienną pracą bibliotekarzy, przewijała się w wielu odpowiedziach.
Wybory, o których mówili badani, były wyborami praktycznymi. Wybór dotyczący zakupu książki nie był powodowany ideologią albo założeniami, a tym, jaki mamy budżet i na co możemy nasze ograniczone fundusze przekazać. Chciałabym więc podkreślić, że rzeczywiście było to przez niektóre osoby uznawane za kontrowersyjne, ale w troszeczkę innym wymiarze.
Książki jako wskaźniki. O co pytano badanych?
HETMAN: Jakie konkretnie tematy kontrowersyjne pojawiały się w tych książkach? Państwo nieco je już nazwali. Czy jeszcze jakieś wątki pominęliśmy? Rysuje nam się szerokie spektrum tych „kontrowersji”.
PAUL: W książkach wskaźnikowych pojawia się jeszcze temat wojny. Kolorowanka dotycząca żołnierzy wyklętych – kontrowersje wzbudzało już sam fakt, że dzieci miały kolorować wyobrażenia bohaterów – a wiadomo, jak dzieci czasami kolorują obrazki. Z drugiej strony kontrowersje budziły też teksty i dobór przedstawionych postaci.
Nie mogliśmy podać książek wskaźnikowych do każdego kontrowersyjnego tematu, więc skupiliśmy się na niektórych z nich – tych, które najczęściej podawane były w literaturze jako kontrowersyjne lub takie, które wydawały nam się ciekawe pod kątem pytania respondentów o ich opinie.
Podczas pytania badanych mieliśmy dwie listy. Jedna odnosiła się do tematów związanych z seksualnością i płciowością i drugą z tematami innymi. Pytaliśmy czy te tematy powinny pojawiać się w książkach dla dzieci.
ZAJĄC: Interesowały nas książki skierowane do dzieci i do dzieci młodszych. W naszych badaniach nie pojawiał się więc wątek literatury dla young adults, starszej młodzieży, czy nawet dla młodszej młodzieży. Praktyki biblioteczne, do których odnosiła się nasza ciekawość, odnosiły się do dzieci maksymalnie 11-letnich – stąd nie pojawił się np. Harry Potter.
Pytaliśmy także, niejako przy okazji, o feminizm, prawa kobiet, o wulgaryzmy i ich pojawianie się w książkach. To trudne pytanie w sensie formalnym, bo wulgaryzmy nie są tematem, ale zjawiskiem, o którym w kontekście książek dla dzieci można mówić.
Trzy postawy, trzy rodzaje bibliotekarzy
HETMAN: Interesujące są trzy kategorie zamieścili państwo w tytule: otwarci, ostrożni i niezdecydowani. Czy możemy pokrótce je omówić, stworzyć taki portret postaw bibliotekarzy wobec książek?
PAUL: Ta segmentacja, podział bibliotekarzy na konkretne grupy ze względu na to, jakie postawy wyrażali i wyrażały w ankiecie, najlepiej tłumaczą wyniki badań. Bardzo długo zastanawialiśmy się jak te grupy nazwać.
Warto tu też powiedzieć, że nie stosujemy pojęcia cenzura, które być może przychodzi na myśl – byłoby to bardzo nieadekwatne i bardzo niesprawiedliwe. Myślę, żadna z wypowiadających się osób, która nawet wykluczała książki z księgozbioru, nie zasługuje na miano cenzora czy cenzorki. Dlatego długo rozmawialiśmy jak je nazwać. Te kategorie, które zostały wyrażone konkretnie, nie są tak bardzo oczywiste. Nie możemy powiedzieć, ze wschód albo zachód Polski ma jakieś poglądy. Albo że jakieś poglądy mają osoby stare i młode. Nie ma prostych podziałów i odpowiedzi.
Ogólna konstatacja jest taka, że środowisko bibliotekarzy jest niesamowicie ciekawe, bo nie jest proste. O bibliotekarzach nie można powiedzieć, że są prości i że nie są nudni – wręcz przeciwnie, maja wiele do powiedzenia i bardzo profesjonalnie podchodzą do tego co robią.
Niemniej pewne postawy widzimy. Otwarci to były osoby, które były za udostępnianiem książek, które inni uważają za kontrowersyjne, bez barier – zgody rodzica, umieszczania książek w osobnych działach, oznaczania ich w katalogu. Oni też najrzadziej, jako grupa, najczęściej uważali, że to rodzice powinni wyrażać zgodę na udostępnianie tych książek.
Osoby ostrożne – nie są to osoby zamknięte – uważały, że to rodzice maja decydujące zdanie i powinni decydować o tym, czy książka zostanie udostępniona czy nie. Oni tez nieco mniej tematów kontrowersyjnych akceptowali.
Niezdecydowani to dość ciekawa i dość duża grupa respondentów i respondentek. Oni na większość pytań odpowiadali „nie wiem” lub „nie mama zdania”. Natomiast widzimy, że raczej nie akceptują tych tematów i niekiedy bardziej sceptycznie podchodzili do pewnych tytułów niż „ostrożni”. Mogą mieć na to wpływ kwestie bardzo różne, na przykład nieznajomość tych tytułów – w badaniu wyszło, że im częściej ktoś przeczytał książkę, tym lepiej ją oceniał. Możliwe też, że te osoby niekoniecznie chciały udostępniać swoje zdanie. Były opcje „nie wiem „ i „nie mam zdania” i część osób po prostu z nich skorzystała.
ZAJĄC: Myślę, że do tego, co powiedziałaś, musimy koniecznie dodać jakieś cyferki. Ci otwarci bibliotekarze, myślę, że ta nazwa nam się udała, stanowią 37,9%. Natomiast ci ostrożni, bardziej konserwatywni, stanowili 50,4%. Grupa niejednoznaczna, niesłychanie intrygująca i niejednoznaczna, to było około 13% – niewiedzących, nieumiejących odpowiedzieć. Ale z innych odpowiedzi można wnioskować, że to zdanie być może jednak mają.
Czy w środowisko potrzebuje dyskusji?
HETMAN: Chciałbym zapytać o to co jeszcze wyszło w tych badaniach, co było interesujące? Być może kilka głównych wniosków, które mogliby państwo przedstawić na temat swoich badań?
ZAJĄC: Każde z nas ma jakieś koncepty, spostrzeżenia i doświadczenia związane z tymi badaniami. Ja chciałbym, bo to jedna z moich pierwszych myśli, podkreślić, że brak jest tego tematu w naszym myśleniu o bibliotekoznawstwie. Kiedy przeprowadzaliśmy badania desktopowe i analizowaliśmy literaturę, to stwierdziliśmy, że temat ograniczenia dostępu do książek kontrowersyjnych w ogóle nie istnieje. Tego tematu w ogóle nie ma. Ostatnia pogłębiona, naukowa dyskusja dotycząca tego czy bibliotekarz może ograniczać dostęp, to był chyba rok 1992. To była dyskusja na łamach Przeglądu Bibliotecznego. Ale to było wiele lat temu i wówczas temat kontrowersyjnych książek dla dzieci prawie nie istniał.
To nas zdumiało, bo w literaturze anglosaskiej, szczególnie amerykańskiej jest to temat bardzo obecny, jako kwestia wolności słowa, dostępności do dokumentów, zarówno od strony naukowej jak i pragmatycznej, zawodowej. Istnieją instruktaże, które mają pomóc bibliotekarzom z tą, nie ukrywajmy, kłopotliwą częścią księgozbioru.
Omówienie literatury przedmiotu też się w naszej książce pojawia i nie stanowi tylko rytualnej części badania. Wierzymy, że takie postawienie tematu, nasza książka, ożywi dyskusję środowiskową. Na razie – mówiąc kolokwialnie – wszyscy w środowisku udają, że tematu nie ma. To zasadniczy punkt wyjścia dla naszych rozważań.
HETMAN: Recenzentka książki, prof. Małgorzata Cackowska, napisała, że są to pionierskie badania i jest pewna, że ta książka wywoła szeroką dyskusję w środowisku.
PAUL: Pozytywnie zdziwił mnie odzew na to badanie i duża szczerość, którą widzieliśmy w odpowiedziach. Otwarte, wolne odpowiedzi były bardzo rozbudowane. Nie spodziewaliśmy się, ze bibliotekarze i bibliotekarki będą chcieli dzielić się swoimi doświadczeniami, także w sprawie ograniczania dostępu do książek. Większość osób, które miała jakieś doświadczenia, mówiła, że wiedzą, że ktoś to zrobił. Część osób mówiła jednak o swoim własnym wykluczaniu lub niekupowaniu książek i uzasadniała swoje wybory. Było to dla mnie bardzo interesujące, że te osoby zdecydowały się na opowiedzenie o swoim własnym doświadczeniu i własnej motywacji. Jest to bardzo cenne i jesteśmy tym osobom wdzięczni. I wszystkim osobom, które wzięły udział w ankiecie. Były to 393 osoby, próba reprezentatywna całej Polski. Większość to oczywiście kobiety, jak to bywa w naszym środowisku.
Szczególnie jesteśmy wdzięczni tym osobom, które podzieliły się swoim własnym doświadczeniem, bo to bardzo wiele wniosło. Przykłady i wyjaśnienia mogą państwo znaleźć w tekście.
Z życia wzięte. Z czym spotykają się bibliotekarki i bibliotekarze?
HETMAN: Pan doktor powiedział, że tego tematu nie ma w oficjalnej dyskusji. Ale wielu bibliotekarzy może podać przykłady ze swojego życia, jeśli chodzi o ograniczanie dostępu do książek. Czy możemy powiedzieć o paru przykładach, które pojawiły się i które państwu zapadły w pamięć?
ZAJĄC: Szukając elementów związanych z naszym badaniem przejrzeliśmy też publicystykę nieprofesjonalną, niebibliotekarską. Koronnym przykładem działań cenzorskich, które były dyskutowane w publicystyce, ale prawie nie znalazły odzwierciedlenia w pismach profesjonalnych, był casus z biblioteki w Ursusie. Do biblioteki wkroczyło dwóch panów, którzy powiedzieli, że mają wysokie kontakty i domagało się natychmiastowego wycofania „Wielkiej księgi cipek” i wielu innych tytułów. Ówczesny dyrektor wycofał z księgozbioru około 100 książek, które miały w tytule słowo seks, bez względu na to, czy były to np. poradniki dla rodziców – takie wylanie dziecka z kąpielą. Ta sytuacja nie znalazła odzwierciedlenia w profesjonalnej literaturze bibliotekarskiej, pomimo, że była to sytuacja skandaliczna – wycofanie ponad 100 książek z księgozbioru, nie wiadomo na jakiej podstawie, przez kogo i na czyj wniosek. Ta zupełnie groteskowa sytuacja powinna była wywołać burzę, a została zupełnie zignorowana.
Moglibyśmy też mówić o przykładach, które znalazły się w odpowiedziach do naszej ankiety. Jedna z respondentek stwierdziła, że wycofała z księgozbioru książkę, w której znajdowała się ilustracja z młodym Mikołajem Kopernikiem, który wraz z kolegą w pozie romantycznej obserwuje niebo. To trochę anegdota, ale znajdująca odzwierciedlenie w odpowiedzi respondenckiej. „Tę książkę – powiedziała badana – postanowiłam po prostu wyłączyć”.
Jak powiedziała dr Paul – to zjawisko klasyczne w wypowiedziach ankietowych – „ja nie, ale znam koleżankę o silnie katolickim światopoglądzie, która dokonała jakichś aktów cenzuralnych”. To częste opisy, które do nas dotarły.
HETMAN: Pan Mariusz napisał na czacie: „U mnie tak było kilka razy, ale staram się rozmawiać”. A teraz odsyłam do pani Magdaleny Paul. Proszę o jakiś przykład.
PAUL: Tych przykładów było bardzo wiele. To często nie są osoby z gminy, albo związane z taką czy inną opcją, przychodzące do bibliotek i mające jakieś wątpliwości co do książek, ale to, że bibliotekarze obserwują, że inni bibliotekarze pewnych książek nie kupują, wycofują albo oznaczają.
Nawiązując do badań desktopowych – jedna z blogerek przytaczała historię nienazwanych wrocławskich filii miejskich, w których książka kontrowersyjna wyjmowana była spod lady. Bibliotekarki tę książkę udostępniały, ale nie znajdowała się ona na półce. Dla mnie ciekawe jest też, że nie są to tylko osoby z zewnątrz, dwaj mityczni panowie, którzy przedstawiają się jako mieszkańcy albo tylko i wyłącznie rodzice, którzy są niezadowoleni, że dana książka znajduje się w księgozbiorze, ale też bibliotekarze i bibliotekarki podejmują takie decyzje.
Teoria a praktyka. Co możemy zaczerpnąć z badań i kto już to zrobił
PYATNIE OD PUBLICZNOŚCI: Czy z badań wynikły jakieś dobre rady lub praktyki dla bibliotekarzy, którzy mogą napotkać negatywny odbiór wypożyczonych książek?
PAUL: Możemy sięgnąć do doświadczeń amerykańskich, gdzie tradycja dyskusji wśród bibliotekarzy dotycząca – oni to nazywają wprost – cenzury bibliotecznej, jest bardzo długa i wszelkiego rodzaju argumenty zostały już omówione, a standardy ustalone. W książce znajdą państwo pozycje, które mają charakter podręcznikowy. Opisane są tam konkretne sytuacje i jak sobie w nich radzić. Przedstawione są nawet formularze za pomocą których taka osoba, która ma wątpliwości do danej pozycji, mogła się wypowiedzieć. Dlaczego ma te wątpliwości? Co z tą książką powinno się wydarzyć? Czy przeczytała tę książkę? My ze względu na eksploracyjny charakter naszych badań nie tworzyliśmy tego rodzaju rekomendacji. Ale myślę, że dr Zając zgodzi się, że to byłby bardzo ciekawy kolejny krok – razem z państwem wypracować tego rodzaju porady i rekomendacje. Myślę, że to mogłoby być bardzo ciekawe.
ZAJĄC: Pan doktor bardziej niż się zgadza. Byłoby bardzo fajnie, gdyby powstanie takiego podręcznika było jakąś konsekwencją. Wrócę do tego amerykańskiego podręcznika-poradnika. To jest zrobione na zasadzie łopatologicznej: „Jak ktoś tobie powie, że…, to ty możesz odpowiedzieć, że…”. Takie gotowe formułki do wygłoszenia w pracy codziennej. To literatura, która daje odpowiedzi na, jeżeli mogę użyć tego sformułowania, klasyczny zestaw zarzutów. Myślę, że bardzo by się to przydało.
Pomyślałem, że być może słuchacze są rządni jakichś konkretnych danych procentowych. Gdyby państwo byli zainteresowani odpowiedzią na pytanie: „czy sądzisz, że wszystkie książki dla dzieci powinny być udostępniane bez żadnych ograniczeń?”, to odsetek osób, które się zgadzają to około 70%. Dwadzieścia osiem procent odrzucało tę ideę, 4% nie miało zdania.
Jakich tematów bibliotekarze zdecydowanie nie chcą? Najmniejsza akceptację zdobyły wulgaryzmy – nie chciało ich w książkach dziecięcych 18% respondentów.
PAUL: Co bardzo ciekawe – przychodzi taki wiek, że dzieci uczą się „pięknych” nowych słów. Mimo, że nie rozumieją ich znaczenia, to bardzo lubią ich używać. Istnieją na rynku książki, które uczą dzieci zastępować brzydkie słowa innymi wyrazami czy wyrażania swoich emocji. Nawiązując do klasyka o krecie: mimo, że dzieci mają potrzebę mówienia o tematach – mówiąc naukowo – skatologicznych, czy po prostu używać wulgaryzmów, i mamy książki tego dotyczące, to jednak nie są one akceptowane. To było dla mnie bardzo interesujące.
ZAJĄC: Temat LGBT był tematem nie za bardzo chcianym – około 34% badanych było gotowych ten temat zaakceptować. Temat seksu było gotowych zaakceptować 37%. To, co było wysoko akceptowane, to były tematy związane z chorobą, śmiercią religią. To było w okolicach 80%.
PAUL: Choroby jako ogół są tematem bardzo oswojonym, ale choroby psychiczne – już niekoniecznie. Tylko 56% osób stwierdziło, że ten temat powinien się pojawiać. „Włosy mamy” były oceniane jako stosunkowo niekontrowersyjne i potrzebne dzieciom. Z wolnych wypowiedzi badanych wynika dość ogólny wniosek, że wszystko wynika z ujęcia tematu.
ZAJĄC: Pytaliśmy też o temat równouprawnienia płci i pytaliśmy o feminizm. Okazało się, że temat feminizmu w książkach dla dzieci było gotowe zaakceptować 20% mniej respondentów niż temat równości płci.
Ograniczanie dostępu. Bibliotekarze jako gatekeeperzy
PYTANIE OD PUBLICZNOŚCI: Zastanawia mnie kwestia autonomii bibliotekarza w stosunku do przełożonych czy wręcz (lokalnych) polityków. Czy słyszeli Państwo o takich naciskach i reakcji bibliotekarzy na nie? Kto potencjalnie mógłby nakazać bibliotekarce czy bibliotekarzowi cenzurowanie księgozbioru? I jak bibliotekarze mogą się przed tym "obronić"?
PAUL: W ankiecie kilka osób wskazywało, że to samorządy są organizatorami biblioteki. Wymieniana była dyrekcja, ale niezbyt często.
Autonomia bibliotekarza to ciekawy temat – decyzje dotyczące gromadzenia zbiorów powinny się opierać na potrzebach czytelników, ale człowiek ma tu znaczenie. W perspektywie teorii gatekeeperów ostateczna decyzja jest podejmowana przez kogoś. Jeśli w bibliotece istnieje polityka gromadzenia, to dokonywanie wyborów jest o wiele łatwiejsze. Jeśli nie – decyzja może być o wiele bardziej autorytatywna. Wówczas pojawiają się kwestie takich pytań jak: „Co powiedzą rodzice?” albo „co dyrekcja powie?”. Albo radny, który przychodzi i robi zdjęcia. To może być kwestia podświadomych nacisków – najlepszym rozwiązaniem mogłaby być polityka gromadzenia zbiorów.
ZAJĄC: Odnosi się do tego teoria gatekeepingu, która w najbardziej precyzyjny sposób pozwala te mechanizmy opisać. To pytanie o decyzje indywidualne osoby, która zatrzymuje dostęp do pewnych dokumentów i książek na podstawie własnej decyzji.
Wielkim tematem jest kwestia, która kryje się w cytowanym przez Amerykanów powiedzeniu „ja nie cenzuruję, ja tylko dokonuję selekcji. Nie kupuję głupich książek”. Ta osoba nigdy nie przyzna się, przed innymi i przed sobą, że dokonuje cenzury: „ta książka jest po prostu głupia i zła. Nie mogę kupować złych książek do biblioteki”. Ten koncept jest najbardziej dramatycznym momentem, kiedy samotna bibliotekarka czy bibliotekarz podejmuje decyzje cenzuralne nie zdając sobie z tego sprawy. Amerykanie dość wprost to definiują: mówią, że decyzje o kwalifikowaniu książek maja charakter pozytywny. Cenzura zaczyna się, gdy podstawa do decyzji jest negatywna – nie „które książki kupię”, tylko: „których książek nie kupię”.
Bibliotekarze bardzo chętnie mówią o wizycie „smutnych panów”, nauczyciela, rodzica, posłanki czy posła, natomiast dużo trudniej rozmawia się, kiedy dochodzi do aktów cenzuralnych gdy gatekeeperem jest sam bibliotekarz wraz ze swoim światopoglądem, przekonaniami i estetyką, które wyznaje. Tutaj zaczynają się tajemnicze rzeczy, do których najtrudniej dojść.
Ograniczenie dostępu bywa rozumiane bardzo szeroko. Amerykanie za cenzurę uznają nawet przekładanie książek do księgozbiorów z innych kategorii wiekowych – to już jest decyzja. Jeśli na okładce jest napisane „od 5. do 6. roku życia”, a wstawiamy ją do dwunastego, bo nam się wydaje, że dla 5-latka to jednak jest zbyt poważne, to już uznawane jest za cenzurę. Za cenzurę uważane jest też tworzenie specjalnych księgozbiorów, „cymeliów” z takimi książkami.
PYTANIE OD PUBLICZNOŚCI: Młodzież sama do mnie przychodzi i proponuje do zakupu książki poruszające trudne tematy. Sporo przychodzi z Netflixa i innych serwisów. Co bibliotekarz kupi to już inna sprawa. Co do autonomii: mogę wydzielać książki o tematach trudnych i wartościowych, np. LGBT lub choroby. Wydzieliłam takie na półce jako książki o ważnych sprawach. Półka jest pusta. Wszystko w czytaniu.
PAUL: To jest przykład, o którym mówił dr Michał Zając. Zadajemy sobie pytanie dlaczego tę książkę warto kupić, dlaczego jest ważna i dlaczego warto ją pokazać. Czyli jest to podejście pozytywne, a nie negatywne.
Kontrowersja rodzi się w oku patrzącego
PYTANIE OD PUBLICZNOŚCI: W jakim stopniu skorelowane są uzasadnienia odrzucenia książki z deklarowanym światopoglądem bibliotekarzy?
PAUL: Nie pytaliśmy o światopogląd wprost. Jednak jest pytanie, które pewne rzeczy na temat światopoglądu nam mówi. Zapytaliśmy o wartości, których dzieci mogą być uczone w domu. Istnieje korelacja pomiędzy dwoma wartościami: niezależnością i religijnością. Nieco inne poglądy mają osoby, które uważają, że dzieci można uczyć niezależności, a inne osoby, które uważają, że należy uczyć religijności. Jednak nieprawdą byłoby powiedzenie, że osoby, dla których wartością jest religia nienawidzą książek z takimi albo innymi tematami. To nie są proste podziały.
Pojawiał się wątek bardzo religijnej bibliotekarki, która jakieś książki usuwa albo jakichś książek nie kupuje. Gdy pytaliśmy o domniemane uzasadnienie, ankietowani mówili, że zapewne osoba ta uważa, że tak powinno się robić, że to dobra decyzja, że chroni dzieci… Jest takie piękne powiedzenie: kontrowersja rodzi się w oku oglądającego – nic samo z siebie nie jest kontrowersyjne. Sama kontrowersja jest konstruktem społecznym i my też na wszystko możemy spojrzeć z bardzo wielu perspektyw.
oprac. TH
oprac. TH