Konferencja technologie biblioteczne w pandemii
Konferencja technologie biblioteczne w pandemii
Konferencja technologie biblioteczne w pandemii

2021-12-31

Jak rodziła się książka?

Irene Vallejo, Nieskończoność w papirusie. Fascynujące dzieje książki od czasów starożytnych. Przeł. Zofia Siewak-Sojka, Wyd. Sonia Draga, Katowice 2021



Polowanie na książkę 

„Jeźdźcy galopują, nie zwracając uwagi na wieśniaków. Tyle miesięcy przeprawiali się przez góry, przekraczali przełęcze, przemierzali doliny, przechodzili rzeki w bród, żeglowali od wyspy do wyspy. Nabrali hartu, stężały im mięśnie. By wypełnić tę powierzoną im misję, muszą podjąć ryzyko, spenetrować niebezpieczne rejony znanego świata, będącego niezmiennie w stanie wojny. Są łowcami polującymi na wyjątkową zdobycz. Zdobycz milczącą, przebiegłą, która nie pozostawia ani znaku, ani śladu”. – pisze we wstępie Irene Vallejo.

Chodzi o książki. Bo niemal od początków swojego istnienia stały się one obiektem pożądania, przynajmniej wśród niektórych. W ptolemeuszowskim Egipcie tłumaczono i zbierano księgi z całego znanego wówczas świata. Każdy statek, który wpłynął do portu w Aleksandrii, miał być przeszukany, a wszystkie rękopisy – rekwirowane. Następnie identyfikowano i inwentaryzowano je w aleksandryjskiej bibliotece – wielkim, utopijnym projekcie starożytności, zbiorze mądrości świata, w którym miało znaleźć się wszystko, co spisał człowiek.

Książki wzbudzały pożądanie i respekt. W jednej z pierwszych bliskowschodnich bibliotek świata zachowała się przestroga: „Temu, kto tabliczkę tę potłucze, a do wody wrzuci, a wymaże tak, że nic się z niej nie wyrozumie, niechaj bogowie i boginie nieba i ziemi i ukarzą go przekleństwem, a takim, co go żadne zaklinanie, póki żyw będzie, nie odwróci, straszliwym i bez zmiłowania, coby imię jego i nasienie z ziemi wymazane było, a ciało psom na żer rzucone”.


Od początków do Empiku

„Nieskończoność w papirusie…” traktuje o ich pierwocinach, powijakach, o pierwszym stadium rozwojowym książek, tych, które dzisiaj otaczają nas ze wszystkich stron, wylewają się z półek w Empikach, dla efektu stoją na kawiarnianych półkach – które opowiadają rzeczywistość w sposób neutralny i przezroczysty, bawią, informują, służą do oglądania, które po prostu są i które po prostu się czyta, od niechcenia, na chwilę, z obowiązku czy nudy. Bo jeszcze nigdy ludzkość nie wydawała tyle książek co dzisiaj. I wcale nie zwalnia.


Geografia książki i myśli. Wielki świat i greckie wysepki

Ale początki książki giną w mrokach dziejów, niepostrzeżenie wyłaniają się z dziedzictwa kultury oralnej, pierwszej, nieskrępowanej i bezpowrotnie już utraconej. W jaki sposób ten jeden z największych wynalazków ludzkości zmienił losy świata? Jak wyglądał świat bez choćby paru zdań skreślonych w pośpiechu, bez wiadomości zapisanej na skrawku materiału? Nie często się nad tym zastanawiamy, i nic w tym dziwnego, bowiem wymaga to niemałego intelektualnego wysiłku i historycznej wiedzy – to świat diametralnie odmienny od naszego. Vallejo podsuwa nam więc tropy i sugestie, przesuwa przed nami palcem po mapie starożytnego świata (basen Morza Śródziemnego z przyległościami) – i opowiada. Czasem wznosi się wysoko, skąd ogarnąć można wzrokiem całość umysłowych prądów i zmian, wielkie podróże, wektory intelektualnych sił rozprzestrzeniających się po kontynencie. Czasem pochylamy z nią głowę i przykładamy do mapy lupę, i wtedy w skali mikro oglądamy skaliste greckie wysepki, pojedyncze życiorysy czy regały w pierwszej publicznie dostępnej bibliotece świata, gdzie karteczki zawieszone na pergaminowych zwojach obwieszczają ich treść.


Słowa mówione, słowa pisane

Ale kultura piśmienna powoli i z trudem torowała sobie drogę przez europejską cywilizację. Sokrates obawiał się, że utrwalone słowa rozleniwią ludzi, że wiedza spisana, po którą można sięgnąć i odtworzyć ją w każdej chwili, nie będzie zmuszała do intelektualnego wysiłku, do przyswojenia jej raz na zawsze, bez wspomagaczy. „(…) Ten wynalazek niepamięć w ludzkich duszach posieje, bo człowiek, który się tego wyuczy, przestanie ćwiczyć pamięć; zaufa pismu i będzie sobie przypominał wszystko z zewnątrz”. Zauważcie, to przecież wypisz wymaluj „efekt Google’a”, czyli „nie pamiętam, ale zaraz sprawdzę”. I chyba nietrudno przyznać wielkiemu filozofowi racji. Pisze bowiem Vallejo o zderzeniu alfabetu z oralnością, że z początku pismo, dostępne tylko dla nielicznych, było zaledwie partyturą, która porządkowała i wspierała mówienie. Ale to żywotność pamięci i lotność głośnej mowy pozwalały wędrownym śpiewakom po kolei lub na wyrywki wyśpiewywać paręnaście tysięcy linijek „Iliady” czy „Odysei” oraz skracać je i kompilować w miarę potrzeby – znużenia lub rozochocenia słuchaczy. Z kolei to, co spisano, z czasem zaczęło mówić własnymi słowami, oderwało się od mowy. Sztuka pisania zaczęła rozprzestrzeniać się po świecie, budować imperia i asymilować odległe od siebie kultury, kłaść podwaliny pod nowe nauki – trygonometrię, gramatykę, filologię –  oraz wypierać sztukę oratorską. W IV wieku Augustyn z Hippony zapisał zdumiony, że biskup Ambroży z Mediolanu czytał nie wypowiadając słów na głos: „Gdy czytał, oczy przebiegały stronice, a umysł rozważał treść tekstu, język zaś był bezczynny”. Słowo oderwało się od swojego brzmienia.

Od mroków dziejów do Gutenberga

„Nieskończoność w papirusie” to fascynująca podróż przez początki, która daje cenny namysł nad przedmiotem, wydawałoby się, tak zwykłym jak każdy inny. Jednak, jak pisze autorka, „wynalezienie książek było zapewne największym tryumfem w naszej uporczywej walce z destrukcją”. Na dowód przytacza Stefana Zweiga: „Książki pisze się po to, aby ludzi łączyć i spajać, i aby ocalić je przed nieubłaganym wyrokiem życia, jakim jest przemijanie i zapominanie”.